Najważniejsze pytanie, jakie człowiek może postawić Chrystusowi, brzmi:

Najważniejsze pytanie, jakie człowiek może postawić Chrystusowi, brzmi:

„Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” A postawił je pewien uczony w Prawie. Jezus, wiedząc, że ten człowiek ma odpowiedź w sobie, jak przystało na rasowego pedagoga, odpowiedział mu pytaniem: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?” Uczony zareagował bezbłędnie i z całego Prawa wydobył istotę: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Jezus pochwalił odpowiedź, lecz zażądał  od uczonego świadectwa życia. Jak przystało na doświadczonego naukowca, który problem zobaczył zarówno w sobie, jak i w  swoim środowisku, natychmiast chciał uściślić pojęcie: „mój bliźni”. Próba inteligentnego wybiegu i rozmycia sprawy została przez Chrystusa  w zalążku rozgromiona, znakomitą i znaną nam wszystkim przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie.
 
Spróbujmy tę przypowieść odczytać tak, jak Jezus chce, byśmy ją dziś zrozumieli.
 
 
Jest ona tak kluczowym tekstem, że Benedykt XVI określił ją jako „uniwersytet miłości”. W jego encyklice Deus caritas est czytamy: „przypowieść o dobrym Samarytaninie pozostaje kryterium miary, nakłada powszechność miłości, która kieruje się ku potrzebującemu, spotkanemu przypadkiem (por. Łk 10,31), kimkolwiek jest” (25).  Przypadkiem kapłan, a potem lewita spotkali na drodze pobitego przez zbójców człowieka, który schodził z Jerozolimy do Jerycha.  W sam raz, dobór tych dwóch sług świątynnych nie jest w tej przypowieści przypadkowy. Obydwaj mieli w swych głowach problem czystości rytualnej, którą mogli utracić przez kontakt z krwią. Czy jednak możemy zapytać, przepis prawa zwalnia od miłości, i to w sytuacji ratowania ludzkiego życia? Poza tym obydwaj wykazali się bezradnością. Mieli zagwarantowany etat i dochody z ofiar składanych w świątyni. Taka komfortowa sytuacja życiowa może zabić w człowieku kreatywność działania i aktywność w szukaniu wykrętów.
 
Pobitemu człowiekowi udzielił pomocy będący w podróży Samarytanin. Celowe wprowadzenie przez Jezusa do przypowieści człowieka, w pojęciu ówczesnych Żydów obcego i gorszego – Samarytanina, miało istotne znaczenie. To właśnie, ten obcy, okazał pobitemu miłosierdzie. Trzeba zauważyć, że dla ówczesnych słuchaczy, ten fragment przypowieści był zdecydowanie mało przyjemny.
 
Pan Jerzy Kołodziej, na co dzień zajmujący się szeroko rozumianą przedsiębiorczością, zaproponował bardzo ciekawą interpretację myślenia miłosiernego Samarytanina.  Według  niego był on przedsiębiorcą, który znajdował się w podróży z racji prowadzonej działalności. Jako człowiek kierował się  miłością, a jako przedsiębiorca wiedział jak ją uaktywnić. Uczynił wobec pobitego człowieka, którego przypadkowo spotkał to, co można było w tej sytuacji zdziałać. Opatrzył rany, zaprowadził do gospody, zapłacił, bo miał odpowiednie środki i nie domagał się miłosierdzia od właściciela gospody charakterystycznym tekstem – ty też coś zrób. Znamienne jest tu zdanie: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”.
 
Jezus ukazał w genialnie prosty sposób, możliwość i konieczność połączenia nakazu Stwórcy danego człowiekowi, aby czynił sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1,28), oraz „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36). Ta właśnie synteza stanowi istotę „Uniwersytetu miłości” otwartego również dla przypadkowych, o którym mówi Benedykt XVI, a w jego ustach ten tekst ma właściwy ciężar gatunkowy.
 
Niektórzy Ojcowie Kościoła widzieli w obrazie miłosiernego Samarytanina samego Chrystusa, który nie przechodzi obojętnie obok nas, pobitych i poranionych leżących przy drodze życia. Ten obraz jest niewątpliwie adekwatny. Tym mocniej brzmią słowa Chrystusa kierowane nie tylko do uczonego w Prawie, ale i do każdego z nas: „Idź i ty czyń podobnie”.
 
Muszę się przyznać, że marzy mi się jako, weteranowi na kapłańskiej drodze, który już nie jedną kampanię ma za sobą i jeszcze trochę zachowanych sił i odrobinę doświadczenia, aby właśnie takie „uniwersytety miłości” z Bożą pomocą i współpracy bliźnich, powoływać do życia.
 
 
Ks. Lucjan Bielas