Koniec teatrzyku „ewangelicznej miłości”!

Koniec teatrzyku „ewangelicznej miłości”!

Komentarz do Ewangelii według Świętego Mateusza (5, 38-48)
 
Byłem zbudowany i podniesiony na duchu, kiedy dotarło do mnie, że w różnych szkoleniach biznesowych, mówi się o przebaczaniu, darowaniu uraz, o nadstawianiu drugiego policzka, o dawaniu temu, który ci zabiera, o pójściu drugich tysiąca kroków. Było mi już mniej przyjemnie, kiedy zrozumiałem, że cały ten „teatrzyk ewangelicznej miłości” jest tylko i  wyłącznie zewnętrzną grą, mającą na celu „pozyskanie i nieutracenie klienta”. Tak jak w dawnych renomowanych firmach handlowych uczono aktorstwa miłości i szacunku subiektów, dziś przeszło to na inny poziom i za inne pieniądze. Problem był po prostu zawsze.
 
 
 
Dziś Pan Jezus chce nam wszystkim, posługującymi się tymi narzędziami, tą inżynierią miłości, powiedzieć: bądź w tym szczery. Dotyczy to nas wszystkich, również i tych, a może przede wszystkim, którzy uważają się za pobożnych.
 
Co to znaczy szczery?
 
„A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”. Tego się już zasadniczo na szkoleniach biznesowych nie mówi. Jest to wielka nieuczciwość, którą Bóg w swoim czasie rozliczy.  Sprawa dotyczy wartości fundamentalnej, a mianowicie wewnętrznego ładu, przejrzystości i najwyższej skuteczności działania.

Teatrzyk miłości klienta ma swój szklany sufit. W pewnym momencie klient odsłania kulisy i dostrzega nagą prawdę. Odchodzi z odrazą. Nie grozi to tym, którzy mimo wszystkich wewnętrznych trudności przełamują wraz z Chrystusem, barierę nienawiści i można powiedzieć po ludzku, słusznego gniewu.

Zysk jest ogromny. Po pierwsze człowiek o takiej postawie nie musi się bać, że ktoś zaglądnie „za kulisy”.  Po drugie umocowany jako syn w Ojcu Niebieskim, dostanie w miarę potrzeb, najwyższą dotację.
 
Jak to osiągnąć w praktyce w świecie, który boi się takich postaw i wręcz je nienawidzi? Jak to osiągnąć w sytuacji, kiedy mnie rzeczywiście uderzono w twarz?
 
Sam Jezus pokazał, jak należy rozumieć Jego naukę. Kiedy to podczas przesłuchania przed Annaszem, sługa arcykapłana spoliczkował Chrystusa, Ten nie przyjął postawy naiwnego cierpiętnika, lecz rzekł bijącemu: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz? (J 18,23). Jezus przez całą swoją mękę zachował przejrzystą postawę godności i niezamykania serc innych.
 
Dlaczego?
 
Bo Jezus kocha każdego człowieka i myśli dalej niż śmierć. Zwycięstwo zła było pozorne, a sami oprawcy czuli się pokonani. Przez to, że żadnego z nich nie obraził, każdemu zostawił otwartą drogę powrotu. Niestawianie oporu złemu, to nie zgoda na zło, to nie jego akceptacja, to nie ogłoszenie klęski, lecz sięgnięcie do najbardziej skutecznego oręża. I co istotne – nie zabija ono międzyludzkich relacji, które są nieskończenie ważniejsze niż dobra materialne czy ludzkie ambicje. Znakomicie ujął to św. Paweł w Liście do Rzymian: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj! (12,21)
 
Na tym polega świętość. Czy mnie na nią stać?

Ks. Lucjan Bielas