„Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8)

„Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8)

To pytanie na końcu dzisiejszej Ewangelii wydaje się, sugerować katastrofalny stan Kościoła na końcu świata. Czy o to chodziło Panu Jezusowi? – Tego nie wiem. Wiem natomiast, że On, Chrystus stawia mi, to pytanie dzisiaj – Lucek, gdybym dziś przyszedł do ciebie, z jaką wiarą  Mnie przywitasz? Wiem, że takie spotkanie nastąpi, a pytanie Jezusa nie jest teoretyczne. Wiem również, że to pytanie nie ma na celu straszenie mnie, ale mobilizację do pogłębienia mojej wiary. Dopiero w takim kontekście mogę lepiej zrozumieć zachętę Jezusa, aby zawsze się modlić i nie ustawać. Sugeruje mi, że modlitwa jest wyrazem mojej wiary i jednocześnie narzędziem do jej pogłębiania.
 
W tym kontekście możemy lepiej zrozumieć sens Jezusowej przypowieści o niesprawiedliwym sędzim i skutecznej wdowie. Sądy w ówczesnym Izraelu sprawował Sanhedryn obradujący przy świątyni w Jerozolimie. Z konieczności zajmował się najważniejszymi sprawami, a taką był między innymi proces Jezusa. Na prowincji zaś, dobrze zorganizowane gminy miały własne sądy, czyli „małe sanhedryny”. Rozstrzygały one w sprawach mniejszej wagi, a w dziedzinie karnej nie mogły przekroczyć kary chłosty, czyli 39 uderzeń. W sprawach cywilnych każdy Żyd mógł być sędzią, w dziedzinie kryminalnej sędziowie pochodzili ze stanu kapłańskiego lub byli lewitami. Traktat Sanhedrin określał walory sędziego: powinien być wysoki, godny, znający języki, by nie potrzebował tłumacza, obeznany z magią, nie mógł być ani zbyt młody, ani zbyt stary, nie mógł być eunuchem, ani człowiekiem o twardym sercu.  Sędziowie nie byli płatni, a wyroki, za które pobrano opłatę, były nieważne. Takie były założenia, a praktyka jak to w życiu bywa, wyglądała inaczej.
 
O karykaturze sędziego mówi Pan Jezus. Przedstawiciel prawa w Jego przypowieści jest niewierzący, pozbawiony szacunku dla drugiego człowieka i dbający o swoją wygodę. Jezus konfrontuje go z wdową, nękaną przez jej przeciwnika. Jej natręctwo i jego troska o swój święty spokój uruchomiły proces jej obrony.  Chrystus, akcentując skuteczność jej natrętnych próśb, zachęca nas do dobrego natręctwa w zwracaniu się do Ojca Niebieskiego. Nie danie za wygraną w proszeniu Boga podczas modlitwy generuje wzrost wiary. Z jednej strony owo błogosławione natręctwo wynika z niej, a z drugiej zaś strony, wzmacnia ją.
 
Dla nas, tak bardzo zagubionych, tak wiele tracących czasu na głupoty, tak mało skutecznych w działaniach i tak szybko przemijających, słowa Jezusa mają szczególne znaczenie. Tak się utarło mówić, że to śmierć po nas przyjdzie, a to przecież On, Jezus przyjdzie. I znów wraca fundamentalne pytanie: czy znajdzie u mnie wiarę?
 
Ks. Lucjan Bielas