– Można odpowiedzieć krótko – bo jest Chrystusowy.
To, co jest w nim Chrystusowego, przez kryzys jest umocnione i oczyszczone, to zaś co pochodzi od złego, po prostu odpada.
Dzisiejsze czytania pomagają nam nieco głębiej zrozumieć fenomen Kościoła. Oparty jest on na przesłaniu Chrystusa, który wprost mówi: „nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca”. Jezus – wcielony Syn Boży jest, idąc za myślą Benedykta XVI, Misjonarzem Ojca. Kluczem przyjęcia nauki jest poznanie i umiłowanie Chrystusa. Kto według Ewangelii będzie układał swoje życie, stworzy w sobie przestrzeń, w której zamieszka Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Dotyczy to zarówno każdego z nas indywidualnie, jak i wspólnoty. Nikt i nic nie wypędzi Boga z nas i z naszej wspólnoty, możemy zrobić to jedynie my sami, przez brak miłości.
Jezus obiecuje, że na chwile szczególnie trudne pośle Obrońcę (Parakleta) – Ducha Świętego „którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”.
Na tym etapie naszego rozważania możemy postawić sobie pytanie: a jak się to ma do praktyki życia Kościoła?
20 lat po śmierci Pana Jezusa, po Jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu, przed rozwijającym się Jego Kościołem stanęło niezmiernie ważne i trudne wyzwanie. W wyniku pełnej poświęcenia pracy misyjnej świętych Pawła i Barnaby coraz więcej pogan zaczęło przyjmować Ewangelię. W gronie Apostołów i uczniów powstało pytanie: czy droga do chrztu Chrystusowego prowadzi przez obrzezanie, a więc trzeba być najpierw Żydem i przyjąć całe dziedzictwo i tradycję Starego Testamentu, a potem dopiero chrześcijaninem, czy też wystarczy sam chrzest? A jeśli wystarczy chrzest w Imię Trójcy Przenajświętszej, to co należy zachować z dotychczasowego dziedzictwa? Trzeba pamiętać o fakcie, że dla zwolenników tradycji, wszelkie przemiany były totalną życiową rewolucją. To, że wtedy doszło do ustalenia wspólnego stanowiska, graniczyło z cudem. Przygotowano dokument, można powiedzieć, pierwszy tego typu w dziejach Kościoła: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne. Powstrzymajcie się od ofiar składanych bożkom, od krwi, od tego, co uduszone, i od nierządu. Dobrze uczynicie, jeżeli powstrzymacie się od tego. Bywajcie zdrowi!”. Można powiedzieć, że zachowano istotę tradycji, a więc wiarę przenikającą serce i zwyczaje istotne dla zachowania tożsamości, a odważnie otwarto się na nową rzeczywistość. Dlatego też wystarczył Sakrament Chrztu św.
Warto zastanowić się nad tym, a szczególnie dziś, jakich wtedy użyto metod, aby wypracować wspólny kierunek działania?
– Zwornikiem obrad był Jezus. W świadomości Jego obecności rodziła się odpowiedzialność za Jego dzieło i za zbawienie każdego człowieka, który się nawracał.
– W Duchu Świętym interpretowano ewangeliczne przesłanie i zaistniałe nowe fakty (np. ochrzczenie Korneliusza przez św. Piotra).
– W obradach, każdy mógł się wypowiedzieć i to tak do końca i był wysłuchany.
– Niekwestionowanym autorytetem cieszył się św. Piotr, który był świadomy odpowiedzialności, jaką podejmował i znał swoje miejsce we wspólnocie.
– Zaakceptowany przez wszystkich, krótki i przejrzysty dokument końcowy.
Kościół jest, jak widzimy przestrzenią, w której to, co Boskie w niepojęty i niepowtarzalny sposób współpracuje z tym, co ludzkie. I to jest największą i najpewniejszą gwarancją jego istnienia.
Ks. Lucjan Bielas